Sukcesy w walce z cellulitem, masą i fałdami na brzuchu

,

Dzisiejszy wpis nie będzie długi – za to będzie pierwszym mam nadzieję z całej serii 😉 pieśni pochwalnych  na cześć tego, co udało mi się zdziałać z moim ciałem 🙂

Jeszcze nie tak dawno – bo zaledwie kilka dni temu – zastanawiałam się czy na pewno warto  dalej ciągnąć swoją walkę z pomarańczową skórką. W końcu lato ma się ku końcowi. Ani w miniówkach, ani w bikini paradować nie będę – więc po co się katować. W moich rozmyślaniach przeważył zdrowy rozsądek. Że skoro już sporo udało mi się zwojować – to szkoda zaprzepaścić efekty. Ale… Wiecie jak to jest z działaniem z rozsądku. Myślimy jedno – a robimy drugie – przynajmniej ja tak mam.

Na szczęście od tego czasu sporo się zmieniło. Niby 2 dni – ale jednak. Po pierwsze w piątek miałam babski wieczór. Spotkałam się ze znajomą , którą nie widziałam praktycznie całe wakacje. Puka do drzwi,  ja otwieram – a ona stanęła prawie jak słup soli oniemiała.  Za chwilę rzuciłyśmy się sobie na szyję – a ona woła – No, no ależ Ty dobrze wyglądasz 🙂 Schudłaś i w ogóle po Tobie nie widać, że nawet nie rok temu rodziłaś. Oczywiście przesadzała – jak to ona – ale naprawdę miło było słuchać takich słów. Heh – już dawno nikt mnie nie zasypał taką dawką komplementów i powiem Wam, że dla takich chwil warto było się smarować, owijać, chłodzić czy grzać i trochę bardziej uważać na to co się je i pije oraz więcej się ruszać.

Ponadto zauważyłam – że zaczynam się dopinać w ubrania przed ciążą. Jeszcze nie są tak luźne jak wcześniej. Ale sam fakt że mogę się w nie wcisnąć też pobudza do dalszych starań. Waga również pokazuje kilka kilogramów w dół. Jeszcze 3 kg i wrócę do wagi sprzed drugiej ciąży. Kto wie – może wtedy dalej zawalczę o swoją sylwetkę i wygląd z czasów, kiedy porody były przede mną.

No i na koniec mój mąż sprawił mi nie lada niespodziankę.  Do tej pory tylko się nabijał jak paradowałam w folii, czy intensywnie smarowałam się koncentratatami do body wrappingu a potem dzielnie siedziałam pod kocykiem przez godzinę. Ale w sobotę wieczorem przytulając się do mnie stwierdził, że pięknie wyglądam. Że mam taką gładką skórę, jędrną pupę, piękne i zgrabne nogi że nic tylko mnie schrupać… Ciąg dalszy komplementów zachowam dla siebie 🙂 Ale wierzcie mi działo się, działo tej nocy 😉 Zupełnie jak na początku naszego związku. A ostatnio zaczęliśmy popadać w rutynę.

Więc chyba faktycznie atrakcyjniej wyglądam – skoro najbliżsi, jak i znajomi widzą różnicę. Nic tylko uwierzyć im na słowo, zacisnąć zęby i dalej trzymać się z dala od słodyczy 😀

I tym optymistycznym akcentem kończę ten wpis.

2 komentarze


  1. //

    ja też musze zacząć i spróbować wrappingu:) podziel sie jaką robisz sobie miksturę u mnie na blogu:)

Comments are closed.