Czarne błoto z Morza Martwego BingoSpa – moja opinia

,

Dzisiaj kolejna recenzja kosmetyku który zdarzyło mi się kupić, przetestować i do kupna którego serdecznie zachęcam.

Działa antycellulitowo – ale to nie jedyne jego właściwości. Oczywiście kupiłam go by przetestować go na moim cellulicie, ale podobno na rozstępy też jest świetny. Ja sama ich nie mam – więc trudno mi się wypowiedzieć w tym temacie.
A ten kosmetyk ma jeszcze jeden dodatkowy plus. Jest w pełni naturalny – bez konserwantów, barwników emulgatorów i innych mniej lub bardziej szkodzących dodatków. A o czym piszę??

O czarnym błocie z Morza Martwego. Jest to po prostu muł karnalitowy pobierany z brzegów tego super słonego jeziora – od wieków znanego ze swoich leczniczych właściwości. Wystarczy napisać że – jak historycy donoszą – z Morza Martwego nawet Kleopatra robiła sobie “domowe SPA” . Kąpiele w Morzu Martwym oraz taplanie się w błotku było jednym z jej sposobów na zachowanie urody.

Kleopatrą nie jestem, ale właściwości błotka czarnego doceniam. Z tego co o nim wyczytałam to zawiera 40 aktywnych składników mineralnych a do najważniejszych należą związki pierwiastków takich jak: potas, żelazo, wapń, magnez, sód, węgiel, chlor, fluor, jod, brom, węgiel, siarka Wszystkie te związki znajdują się mieszance błotnej z wody, kaolinu i substancji organicznych. Całość wykazuje bardzo silne działanie terapeutyczne (lecznicze) i kosmetyczne.

Jeśli chodzi o właściwości kosmetyczne to jest polecane do:

– oczyszczania skóry – możliwe jest dzięki zawartości kaolinu, który doskonale wiąże wszelkie zanieczyszczenia i ułatwia ich bezproblemowe usunięcie,

– rewitalizacji skóry – błoto zawiera minerały bardzo ważne dla skóry, są to minerały doskonale wchłanialne. Dodatkowo zawiera ono minerały przyspieszające przemiany metaboliczne w skórze, dzięki nim skóra szybciej oczyszcza się i regeneruje,

– usuwanie cellulitu i rozstępów – możliwe jest dzięki właściwościom opisanym powyżej tj. oczyszczaniu skóry i tkanek podskórnych, przyspieszeniu krążenia i metabolizmu, dostarczeniu składników odżywczych wspomagających regenerację
– profilaktyka przed trądzikiem – doskonale oczyszcza skórę, dzięki czemu trudniej o “syfy” na twarzy 😉

No i właśnie teraz czas na moje wrażenia po jego użyciu.

Błoto czarne występuje w dwóch postaciach. Suchej i mokrej. Używałam obu i szczerze powiem że wolę mokrą. Do suchej zawsze jakoś wlewało mi się za dużo wody, albo za mało i w wyniku tego dorabiania – zawsze miałam rozrobione więcej błota niż chciałam. Albo też miałam paćkę, która od razu spływała mi z nóg. Ogólnie ciężej je się nakładało i wcale nie było wydajniejsze od mokrego.

Przeglądając oferty innych sklepów z kosmetykami z Morza Martwego – stwierdzam że mój całkiem korzystnie wypada. No ale nie o tym miała być mowa. A jak zwykle zbaczam z tematu.

Miała być moja opinia.

No więc czarne błoto karnalitowe, które kupiłam miało odpowiednią konsystencję. Bez problemu mogłam je rozsmarować na udach pupie i brzuchu. Nie spływało. Idealnie trzymało się ciała. Jeśli chodzi o zapach – no cóż – to jest błoto – czyli muł i w sumie tak dla mnie pachniało. Błoto jest w 100% naturalne – więc nie liczcie na zapach brzoskwiń czy kwiatków 🙂 Błotko pachnie błotkiem.

Jeśli chodzi o pudełko – to ma takie samo zabezpieczenie jak L-karnitna. Więc po odkręceniu nie ubrudzimy się od razu błotkiem. Trzeba zdjąć drugą pokrywkę. W sumie dobrze że jest – bo błotko jak dłużej stoi potrafi się rozwarstwiać. Więc dzięki tej drugiej nakrętce nie wysycha. I jak wodę z powrotem zmieszamy z błotem ma odpowiednią konsystencję do nakładania.

Ja z błotem z Morza Czarnego robiłam sobie body-wrapping. Czyli smarowałam się co ważne – ciepłym błotem z Morza Martwego a potem owijałam folią. I wiecie co – po koncentratach do zabiegów wyszczuplających to była miła odmiana.

Taki body-wrapping relaksował. Nic nie paliło, troszkę piekło – ale w porównaniu z koncentratami to pikuś. Czułam jak moja skóra odpoczywa pod tym okładem. Na ciele trzymałam je ok 40 minut – czasami godzinę.

Jak już przekonałam się że z błotkiem mocnych wrażeń nie będzie 🙂  I po zdjęciu foli i zmyciu błotka zawsze widziałam że moja skóra jest bardziej jędrna, gładka i nawilżona. Cellulit wygładzony i po kilu zabiegach wyraźnie mniejszy.

Więc potwierdzam – ten naturalny produkt nadaje się do walki z cellulitem. Sprawia że skóra jest piękna i gładka, więc jeśli macie opory przed mocniejszymi kosmetykami – błoto z Morza Martwego jest właśnie dla Was:)

Dodatkowo z tego co wyczytałam świetnie działa na trądzik i włosy. Ja na oczyszczanie twarzy mam maseczkę miętową i u mnie sprawdza się rewelacyjnie. (no ale to nie ten temat wpisu) A na włosy błota z Morza Martwego nie nakładałam:) Zresztą mam taką szopę – że w sumie nie muszę ich wzmacniać 😀

4 komentarze


  1. //

    Witam
    Ja tylko używam kosmetyków już od kilku lat firmy Premier z Morza Martwego .Są one po prostu super.Cera staje się nie do poznania polecam.Kupuję je na internecie http://www.magicznypremier.pl


  2. //

    A ja myślę że błoto to błoto:) Więc po co przepłacać??
    Ale – kto co lubi:) O gustach sie nie dyskutuje


  3. //

    Hej,
    jak podgrzewałaś błotko?


  4. //

    najlepszym sposobem jest łażnia wodna. Czyli bierzesz garnek z wodą – wstawiasz na kuchenkę. Błotko wkładasz do mniejszej miski na przykład – a tą wkładasz do garnka z wodą. Oczywiście tak aby pływała i żeby woda nie nalewała się do zanurzonej miski. W ten sposób rozgrzewasz błoto i masz pewność że nie straciło nic ze swoich dobroczynnych własciwości

     

Comments are closed.